poniedziałek, 30 grudnia 2013

003. Gwiazd Naszych Wina

Tytuł: Gwiazd Naszych Wina
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 312
Liczba ludzi, którzy kazali mi kupić książkę: ∞ (nieskończoność)

Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat. Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Nie ma chyba książki, o której mam tak wiele do powiedzenia, a słowa nie potrafią jej opisać. Nie starczają mi te marne miliardy, są niczym. Siedzę i myślę, jak zdefiniować Gwiazd Naszych Wina, jak je opisać, chyba się nie da. 

Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje.
Główna bohaterka - Hazel - urzekła mnie od pierwszego zdania, zrobiła by to już zapewne od pierwszego słowa, gdyby nie to, że brzmi ono Pod. Każde słowo zawarte w tej książce wydaje się mieć przesłanie. To pierwsza książka, która uświadomiła mi, że to, że jestem zdrowa, że żyje jest darem, że nawet jeżeli coś nam się nie udaje to musimy walczyć! Bo bez walki nic samo się nie zrobi. Hazel Grace, wiedz, że inspirujesz. 

Augustus Waters - chłopak idealnie nieidealny. Przystojny, mądry, uroczy, opiekuńczy (nie robię z tego Zmierzchu, czekajcie jeszcze chwilę), ale po amputacji nogi. Spodobał mi się na stronie numer 14, czyli dokładnie wtedy, gdy się pojawia, a pokochałam go w 10 linijce strony 17, gdy to po raz pierwszy przemówił. 

Wydawało się, że to było całe wieki temu, jakbyśmy przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność. Niektóre wieczności są większe niż inne

Okay, widzę to słowo wszędzie -  w książkach, gazetach, napisach przy filmach, sama strasznie go nadużywam, dlaczego? 
- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może "okay" będzie naszym "zawsze". - Okay - zgodziłam się
.  Mam nadzieję, że Okay będzie jednym, wielkim, nieskończonym  zawsze. Nawet jeżeli to tylko słowo, niech będzie synonimem, synonimem wieczności. 

-Nie zabijają, dopóki ich nie zapalisz - powiedział, kiedy samochód zatrzymał się przy nas. - A ja nigdy żadnego nie zapaliłem. Widzisz, to metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał.
Cios udręki to zdecydowanie książka, którą bym przeczytała. Ma ważna rolę w fabule, ma wpływ na Hazel, Augustusa, ich relacje. Więc fikcyjny Peter van Houten stworzył coś niesamowitego, choć (UWAGA SPOJLER) okazał się cholernym dupkiem.

Żyłam tą książką, gdy mama spytała mnie gdy byłam na stronie 102 co chcę (chodziło tu o ciasto, ze względu na to, że działo się to w Boże Narodzenie) ja odpowiedziałam Chcę, żeby oni wreszcie byli razem, co (UWAGA SPOJLER) stało się.  

Dowiedziałam się, że ma powstać ekranizacja, bodajże 6 lipca 2014 to światowa premiera, boję się jej, boję się zniszczenia Hazel, Augustusa, Issaka, nawet rodziców Gusa czy Hazel.

Książkę przeczytajcie, nie wiem jak ją zdobędziecie nawet nie chce wiedzieć, ale ją przeczytajcie. John Green to perła wśród autorów naszych czasów, nawet nie perła, jak szmaragd albo rubin, albo diament. NIE WAŻNE, musi mieć przynajmniej sumę o siedmiu, lub ośmiu zerach.









OKŁADKA 
1/1 pkt.
TEKST
5/5 pkt.
POMYSŁ
4/4 pkt.
Bonusy
+ 100 pkt. za przelane łzy, sekundy, minuty, godziny spędzone nad tą książką. Za wszystko.

MOJA OCENA:
Daleko poza skalą...

4 komentarze:

  1. Fajna recenzja. OKAY ;-) A poza tym dzięki za datę ekranizacji, bo zastanawiałam się kiedy wreszcie będzie do obejrzenia ;-)

    www.wcieniuksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w trakcie czytania. Długo zwlekałam z sięgnięciem po tę książkę- czekałam na odpowiedni moment, bo po opiniach innych domyślałam się, że to będzie coś wielkiego. W końcu stwierdziłam, że już czas (było to dosłownie 2 dni temu) i tak jak ty, już od wspomnianego słowa "Pod" byłam zauroczona. Z początku sądziłam, że książka mnie zdołuje, że będę ją czytać ze łzami w oczach, zastanawiając się nad bólem, udręką, brakiem jakichkolwiek perspektyw na choćby chwilę szczęścia, a wreszcie śmiercią. Jednak tak się nie stało (choć wszystko może się zmienić, jestem przecież trochę dalej niż w połowie lektury). "Gwiazd naszych winę" czytam z uśmiechem na ustach, z podekscytowaniem, czasem nawet chichocząc pod nosem. Jasne, są momenty, w których zwyczajnie nie da się nie odczuć ucisku w klatce, spowodowanego smutkiem i wszechogarniającą niemocą (tak bardzo chciałabym zlikwidować te cholerne choroby!), ale podejście do życia obojga głównych bohaterów bardziej motywuje mnie, niżeli odbiera energię. Jestem w wieku Hazel Grace i szczerze podziwiam ją za jej siłę i za to, że ma odwagę żyć, pomimo braku czasu, pomimo nieuchronności śmierci, pomimo wszystko. Obawiam się końca tej historii. Obawiam się również ekranizacji. Choć to wszystko to przecież tylko efekty uboczne...
    ~M.K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skończyłam czytać.
    Każde spojrzenie na okładkę to nowy ucisk w klatce i nowe łzy na policzku.
    Opowieść nie jest piękna- nie ma nic pięknego w chorobie i śmierci. Historia daje za to do myślenia, do zastanowienia się nad istotą przemijania naszych własnych wieczności, które tak często marnotrawimy poprzez bezsensowne działania, które nie dają nam szczęścia. Zastanawia mnie, dlaczego dopiero w obliczu śmierci zaczynamy uświadamiać sobie własną śmiertelność?
    Hazel chciała wiedzieć, jak potoczyły się losy mamy Anny, Holenderskiego Tulippana, chomika Syzyfa. Ja natomiast jestem ciekawa, jak po ostatnich opisanych w "GNW" wydarzeniach radziła sobie nasza wspaniała bohaterka, jakie puchary rozbijał Isaac, czy Van Houten wyszedł z nałogu... Ale będą szczerą, nie chcę znać odpowiedzi, nawet pomimo zaciekawienia. Wolę delektować się niepewnością i różnymi wersjami zdarzeń, które sama kreuję w wyobraźni.
    Augustusie Waters- to był dla mnie zaszczyt, że złamałeś mi serce.
    //Wybacz moje długie wywody, ale natłok myśli domagał się, aby go z siebie wyrzucić (podobnie jak ból domaga się odczuwania). Nie mam pojęcia, czy ktoś kiedykolwiek przeczyta te słowa, ale są one swoistym urzeczywistnieniem blizny, jaką pozostawiła na moim sercu "Gwiazd naszych wina".
    ~M.K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie to ujęłaś :) Mam bardzo podobne odczucia, co do tej książki. Jest po prostu świetna, wciąga i bardzo ją polecam i oczywiście autora również ;)
    ~Ola Kwinta

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Jako autorka tego skromnego bloga, jestem Ci ogromnie wdzięczna za każdy ślad jaki tu po sobie pozostawisz. Mile widziane są komentarze, z konstruktywną krytyką lub pochwałą.
Antonette